niedziela, 22 maja 2011

Z dzieckiem do dentysty – przygody młodego taty z Gdańska…

Dentysta, każdy wie, z czym się to kojarzy. Ja za każdym razem, gdy mam pójść do stomatologa mam przed oczami kowala w zaplamionym fartuchu i obcęgami w ręku… Wiem wiem, średniowiecze już się skończyło, ale co zrobić, założę się że nie jedno z was ma podobne myśli gdy umawia się na wizytę.
Tym razem miałem jednak umówić się za dziecko. Niby łatwiej, bo nie mnie będą sadzać na fotelu, ale jak ja mam mojej 3 letniej córce wytłumaczyć, czym jest dentysta? I to tak żeby dziecko nie wpadło w panikę już na parkingu przy wyjściu z domu?  Jakieś pomysły?  Ja powiedziałem, że pójdziemy do takiej miłej pani (skąd wiesz, że to będzie pani i że będzie miła?!), posiedzimy na takim fajnym fotelu przez chwilę (ty kochanie posiedzisz, ja nawet się do tego diabelstwa nie zbliżę, bo można na nim utknąć na wieki!!) a pani policzy ci ząbki (wsadzi ci do buzi górę ostrych narzędzi, wypcha policzki śmierdzącą wata a pod język włoży okropnie siorbiącą rurkę!!).
Prawda, że ładnie? Rany, spalę się w piekle za kłamanie dziecku. No ale nic, poszukałem w Trójmieście, popytałem znajomych i znalazłem Panią Dentystkę. Umówiłem się z recepcją, że dziecko trzy lata, że przegląd bo marudziła że boli ząbek, że ja to absolutni nic nie potrzebuje i najchętniej poczekam na zewnątrz (nie ładnie, tatuś jest od tego żeby być przy dziecku w trudnych chwilach więc bądź mężczyzną!).
Przyszedł dzień wizyty, pojechałem do przedszkola odebrać dziecko, wyjść nie chciało, bo było zajęte (cóż za świetna wymówka żeby odwołać konowała!) no ale w końcu zapakowaliśmy się i pojechaliśmy.
Gabinet jak gabinet, nawet ładny (to wszystko reklama, zaraz na pewno pojawi się kowal!), dziecko zajęło się kolorowaniem jakiegoś szczura z pastą do zębów a ja udawałem, że wszystko gra i jestem szczęśliwym tatusiem spędzającym miłe popołudnie z córeczką.  Rzecz jasna nie mogło to trwać długo
„Pan ma przegląd z dzieckiem? Zapraszam” odezwała się całkiem przyjemna blondynka (na pewno żona kowala, pomaga mu ostrzyć narzędzia – run Forest run!!).
Weszliśmy do środka.
Dziecko trochę się opierało, bo szczur jeszcze nie całkiem pokolorowany, ale żona kowala obiecała, że dostanie jeszcze fajniejszego za chwile (jasne, za to co zrobisz mojej córeczce za chwile powinnaś przynosić jej kolorowanki do końca życia).
„Jak masz na imię?”  - pytanie oczywiście skierowane było do małej, choć w pierwszej chwili dałem się nabrać na te wielkie niebieskie oczy (jak to jest, że facet nawet w najdziwniejszych sytuacjach zauważy fajna laskę – przestań toż to żona kowala!!!)
„Lila, a ty jesteś stolog?”
„Pani Gosia, i jestem lekarzem od ząbków, byłaś już kiedyś u dentysty?”
„y-y”
„Chcesz zobaczyć, jakie świetne rzeczy ma dentysta w gabinecie?”
„Tak!!” (to pułapka!! biedne dziecko…)

I się zaczęło. Fotel dentystyczny może być statkiem kosmicznym – jeździ w górę i w duł, obraca się, syczy, sika wodą, dmucha powietrzem i świeci.  Z różowych rękawiczek można dmuchać balony a za mycie ząbków można dostawać naklejki, które utworzą po paru tygodniach tego szczura do kolorowania.
„A dlaczego” zapytała Lila (he he moje dziecko – teraz wyjaśnij kowalu!!)
„Żeby na ząbkach nie biegały robaki cukrowe” (eee – że, kto?)

I tak to szło, dziecko całe zadowolone, usiadło pokazało ząbki – okazało się, że nic nie ma a że bolało to, dlatego że miała przygryziony policzek.
Nie było aż tak źle, po 15 minutach wizyta dobiegała do końca, a tu nagle…
„Teraz tatuś, teraz tatuś” (aaaaaaaaaaaaaaaa mała poczwaro!!!!!!! To ja ci lizaki…)
„Zapraszam na fotel” (o matko, może zemdleje?, albo nie! powiem, że mnie boli głowa)
Usiadłem… w końcu dziecko patrzy…
„Mogę patrzeć?” zapytała Lilka (że co? Zwariowałaś? Zabieraj się za kolorowanie szczura!!)
„Oczywiście, usiądź tacie na kolanach i się nie kręć” (?!!??!!?!!?!?!?!?!?!)
No to już po mnie. Kowal założył maskę (o fajny dekolt) a dziecko rozgościło się na moich kolanach, a raczej brzuchu, wpychając co jakiś czas kolanko tam gdzie kolanek nie należy tatusiom wpychać.
„O, mamy mały ubytek, warto byłoby go zrobić zanim się powiększy” (sama se rób, ja niczego nie będę powiększać!!!)
„Tatuś ma robaki cukrowe? A dlaczego?” (weź to kolanko proszę…)
„Czasem ząbki się psują i wtedy trzeba je naprawić”
„Taaaak, i czeba szorować zawsze prawda? Tatuś ma robaki bo zapomnił” (może być jeszcze gorzej? Ale teraz to już chyba ze mnie zejdziesz mała zdrajczyni?)
„Teraz się kochanie nie kręć, bo będziemy naprawiać ząbka, dobrze?”

Rzecz jasna to pytanie również skierowane było do małej. Ja tu tylko siedzę z dzieckiem na klanach i udostępniam mój otwór gębowy, jako rekwizyt przedszkolny.

Pięć minut później już było po robocie. Dziecko całe szczęśliwe, ja w sumie też nienajgorzej. Kowal… Ok. pani dentystka uwinęła się szybko, dostałem znieczulenie, mała dostała szczurze naklejki (myszka Elinka jak by się to pytał), które teraz wiszą w łazience i każdego wieczora przyklejamy jedną. Dziecko w przedszkolu narysowało tatusia z wielką czarną dziurą w przednim zębie i wszystkim opowiada jak to razem z panią stolog naprawiła tatusia.

Jaki morał z tej historii…
Cóż, fanem dentystów się nie stałem, dalej widzę kowala, ale już z niebieskimi oczami.  Może tylko taki żeby nie straszyć dziecka przed wizytą, bo jak dentysta dobry to da sobie radę tak z dzieckiem jak i z wami.
Myślę też, że pani stolog się nie obrazi jeśli podam jej namiary bo warto – Lek. Stom Małgorzata Peplińska – przyjmuje na Szerokiej w Gdańsku. Trzeba się tylko dopytać w recepcji, bo tam jest parę gabinetów i dwie recepcje (ta górna was interesuje).
Tak, więc drodzy rodzice – szable w dłoń, można dostać szczura do pokolorowania! A jak przypomnicie pani Małgorzacie historię z kowalem, o którym rzecz jasna wspomniałem paplając coś bez sensu tuż przed posadzeniem na fotel, może i wasza pociecha będzie miała okazję zajrzeć wam w zęby ;)
Pozdrawiam
Tatuś_33